Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/388

Ta strona została przepisana.

lękać. Pozwólmy mu nas minąć, a potem w dalszą udamy się drogę.
— A jeżeli przystanie?
— Zobaczymy czego chce, i postąpimy stosownie.
— Masz słuszność — odpowiedziała Joanna — nie potrzebowałam się lękać, gdy Saint-Luc jest przy mnie.
— Mimo wszystkiego, pospieszajmy — odrzekł Saint-Luc rzucając za siebie niespokojne wejrzenie — oto pióro na kapeluszu, a pod nim kryza, która mię niepokoi.
— O! Boże, kryza i kapelusz cię niepokoją?... — mówiła Joanna w las kierując konia.
— Bo pióro jest koloru modnego dziś na dworze, a krój kryzy za nowy; prócz tego, uformowanie tych piór wiele kosztowało i ukrochmalenie kryzy nie mało zrobiło zachodu. Spieszmy się Joanno, bo ten jeździec zdaje się być posłańcem króla.
— Spieszmy się — powtórzyła Joanna drżąca jak listek na samą myśl, że może być rozłączoną z mężem.
Rzecz była łatwiejszą do pomyślenia jak do wykonania. Jodły albowiem rosły gęsto i tworzyły prawdziwy muc gałęzi. Prócz tego, konie po piasku nie mogły pośpieszyć.