Tymczasem, jeździec szybko się zbliżał i odgłos kopyt donośnie dawał się słyszeć.
— Jezus Marya! co on chce od nas?... — zawołała młoda kobieta.
— Na honor — rzekł Saint-Luc zatrzymując się — trzeba dowiedzieć się czego chce od nas.
— I on się zatrzymał — mówiła Joanna.
— Zsiadł nawet z konia, wchodzi do lasu. Chociażby był szatanem, muszę z nim mówić.
— Czekaj — zawołała Joanna zatrzymując męża: czekaj, zdaje się, że woła.
W rzeczy samej, nieznajomy przywiązawszy konia do sosny, biegł wołając:
— Pani, pani, oto twoja zguba!
— Co on mówi?... — zapytała hrabina.
— Mówi, żeśmy coś zgubili.
— Pani — wołał nieznajomy — zapomniałaś bransoletki, w zajeździe Courville. Co u licha! klejnot z portretem kobiety nie zapomina się. Na miłość kochanej mamy, nie kaź mi tak biegnąć.
— Ja znam ten głos — rzekł Saint-Luc.
— On mówi o mojej matce.
— Czyś zgubiła bransoletkę, moja najdroższa?
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/389
Ta strona została przepisana.