sy. Saint-Luc tem więcej uspokoił się widząc wesołe i szczere wejrzenie pana de Bussy.
— Pan jedziesz dalej?... — zapytała Joanna.
— Jadę — odrzekł Bussy siadając na konia.
— Jak my?
— Nie jeszcze.
— Chciałam powiedzieć dysgracyonowany?
— Mało do tego brakuje.
— Dokąd?
— Ku Angers, a państwo?
— My także.
— Rozumiem, Brissac leży pomiędzy Angers i Saumur, i zapewne pod rodzinną strzechą jak gołąbki, chcecie szukać spokojności: na honor, zazdrościłbym waszego szczęścia, gdyby zazdrość nie była nikczemnością.
— Ożeń się pan, a będziesz równie szczęśliwy — odrzekła z wesołością Joanna; zaręczam iż to wielkie szczęście kochać.
Spojrzała na pana Saint-Luc, jakby przyzywała jego świadectwa.
— Pani — odpowiedział Bussy — nie zupełnie ufam owemu szczęściu, bo nie każdy żen się za pozwoleniem króla.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/391
Ta strona została przepisana.