— Nic pani — odpowiedział Bussy, zaledwie mogąc oddychać.
A w duszy młodzieniec mówił do siebie
— Jakież szczęście daje mi napotykać ludzi, którzy mówią o ulubionej istocie, wtórzą samotnej i najdroższej myśli?... Miałażby to być niespodzianka, albo zasadzka? to niepodobna. Saint-Luc nie był już w Paryżu, gdy Bussy wszedł do pani de Monsoreau i kiedy dowiedział się, że hrabina de Monsoreau, była Dyaną de Meridor.
— Czy ten zamek jeszcze daleko?... — zapytał.
— Siedem mil; ale tam spodziewaliśmy się nocować. Wszak pan pojedziesz z nami?... — zapytała pani de Saint-Luc.
— Tak, pani.
— Będzie to krok ku szczęściu, o którem panu mówiłam.
Bussy skłonił się i począł jechać obok młodych małżonków.
Po chwili milczenia, Bussy pragnąc dowiedzieć się coś więcej, zadał pytanie:
— Baron de Meridor, jaki to jest człowiek?...
— Prawdziwy rycerz dawnych czasów, który gdyby żył za Artura, siedziałby przy okrągłym stole.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/395
Ta strona została przepisana.