z nim przedsionek, izbę dawniej służących, obecnie salę jadalną i weszła do salonu.
Służący, którego twarz zmieniona i zaczerwienione oczy zdradzały czułe do pana przywiązanie, szedł naprzód drzwi otwierając; Saint-Luc i Bussy postępowali za niemi.
Przybywszy do salonu, starzec prowadzony przez Joannę, usiadł, albo raczej upadł na krzesło zdobne rzeźbami.
Lokaj otworzył okno, aby wpuścić nieco świeżego powietrza i ukrywszy się w kącie, pozostał w pokoju.
Joanna nie śmiała przerwać milczenia.
Lękała się na nowo zranić serce biednego ojca, przecież jak wszystkie osoby młode i szczęśliwe, nie chciała uwierzyć nieszczęściu, o jakiem jej mówiono.
Jest wiek, w którym niepodobna zmierzyć przepaści śmierci, bo się i w nią nie wierzy.
Baron ziścił jej chęci, pierwszy się odzywając:
— Mówiłaś mi moja droga Joasiu, żeś poszła za mąż, czy ten pan jest twoim mężem?
I wskazał na Bussego.
— Nie, panie Augustynie — odpowiedziała Joanna — oto pan de Saint-Luc.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/404
Ta strona została przepisana.