łkania, powiększającego rzewność tej sceny, nawet dla Bussego, przywykłego do widoku krwi przelewanej.
Joanna omdlała prawie, patrzyła na hrabiego z trwogą.
— Hrabio, wszak to okropne?... — zawołał Saint-Luc. Hrabio, musisz opuścić niegodziwego księcia, bo twoje szlachetne serce nie może sprzyjać mordercy.
Starzec odzyskując nieco siły, czekał odpowiedzi Bussego, aby wyrobić sobie o nim zdanie; wyrazy Saint-Luca pocieszyły go trochę. W wielkich przesileniach moralnych, słabość fizyczna jest wielką i zapewne nie jest to osłodą, gdy patrzemy, że biją ulubionego naszego pieska za ukąszenie nie równie droższego nam dziecięcia.
Bussy zamiast odpowiedzieć panu Saint-Luc, postąpił ku baronowi de Meridor.
— Panie baronie — rzekł — czy pozwolisz na chwilę samotnej rozmowy?
— Panie!... — zawołała Joanna — usłuchaj pana de Bussy a przekonasz się, że jest dobrym i szlachetnym.
— Mów panie — odpowiedział baron drżąc cały, albowiem przenikał coś dziwnego w spojrzeniach młodzieńca.
Bussy zwrócił się ku panu de Saint-Luc
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/408
Ta strona została przepisana.