stał konia, którego dlań Bussy kazał przygotować.
Drugi koń czekał na Bussego.
Wsiedli obadwa i udali się w drogę, w towarzystwie młodego lekarza.
Przybyli na ulicę Ś-go Antoniego z niemałym podziwem pana de Meridor, który od dwudziestu lat nie będąc w Paryżu, znalazł stolicę bardzo zmienioną od czasów króla Henryka II-go.
Pomimo podziwu, baron był coraz smutniejszy i to w miarę zbliżania się do celu podróży.
Jak książę go przyjmie? jaką boleść zgotuje mu to widzenie się?
Następnie, kiedy niekiedy spoglądał na Bussego i zapytywał się, dla czego tak na oślep idzie za człowiekiem nieznanym, należącym do księcia, sprawcy wszystkich jego boleści.
Czyż nie byłoby stosowniej lekceważyć księcia, zamiast towarzyszyć Bussemu, a natomiast udać się wprost do Luwru i rzucić się do nóg królowi?
Co książę może mu powiedzieć? jaką przynieść pociechę?
Czyż on nie należy do tych, którzy ranią, a potem przykładają mające goić plastry, które właśnie więcej jeszcze zakrwawiają serce?
Przybyli na ulicę Ś-go Pawła.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/429
Ta strona została przepisana.