Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/435

Ta strona została przepisana.

paści, iskrzącemi oczyma badał twarz córki i pomieszano spojrzenia Bussego.
Zwolna, wszyscy weszli do salonu.
— Pan de Monsoreau moim zięciem!... — powtarzał zdumiony baron de Meridor.
— Cóż cię tak dziwi, mój ojcze — odrzekła Dyana tonem wyrzutu — wszak mi go rozkazałeś zaślubić?
— Tak, jeżeli ciebie ocali.
— Więc mię ocalił — rzekła półgłosem Dyana padając na klęcznik, nie od nieszczęścia ale przynajmniej od hańby.
— Dla czegóż mi o twojej śmierci donosił? mnie, który tyle wycierpiałem?... — powtarzał starzec. Dlaczego kazał mi umierać z rozpaczy, skoro jeden wyraz życie mi powrócić był zdolny?
— Niestety! pani — rzekł hrabia, kłaniając się — nie wolno mi badać tajemnic familijnych. Widząc dziwne postępowanie twojego męża, moim obowiązkiem było wyszukać ci obrońcy. Tym obrońcą jest twój ojciec i teraz pozwól, że się oddalę:
— Prawda — odezwał się smutnie starzec — pan de Monsoreau lękały się księcia Andegaweńskiego, a teraz znowu się go pan Bussy obawia.