I zwinąwszy obrus i serwety, aby z nich zrobić poduszkę, a nawet podłożywszy pod głowę talerze, usnął obok towarzysza biesiady.
Dzień biały i głos chrapowaty gospodarza łającego kuchcików, ledwie zdołały przebić ciemną mgłę snu, jaka Gorenflota otaczała.
Zaledwie zdołał się podnieść i usiąść na ziemi.
Następnie, zaczął patrzeć na porozrzucane nakrycie i na Chicota, który zasłoniwszy twarz rękami, przez palce widział każde poruszenie mnicha.
Chicot udawał, że chrapie, a to tak naturalnie, iż mógł złudzić każdego.
— Dzień biały!... — zawołał mnich — do licha biały dzień, a ja widzę tu noc spędziłem.
Później zbierając myśli, mówił:
— A opactwo! o! mój Boże!
I zaczął zawiązywać sznury sukni, o czem Chicot zapomniał.
— To szczególniejsza — mówił — śniło mi się żem umarł i że mię obwinięto w skrwawioną suknię.
Gorenflot nie ze wszystkiem się mylił, bo przez sen obwinął się białym obrusem, który był poplamiony winem czerwonem.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/444
Ta strona została przepisana.