— Szczęściem, że to tylko sen — mówił Gorenflot spoglądając w około siebie.
Na raz oczy mnicha spoczęły na Chicocie, który widząc to, mocniej jeszcze chrapał.
— Ślicznie być pijakiem!... — mówił Gorenflot patrząc z podziwem na Chicota. A jak to dobrze tak spać. A! czemuż on nie jest w mojem położeniu! I westchnął tak ciężko, że byłby obudził błazna, gdyby on spał na prawdę.
— Gdybym go obudził, możeby mi dobrze poradził.
Chicot jeszcze mocniej począł chrapać, a głos jego podobnym był do dźwięku trąby.
— Nie — rzekł Gorenflot — toby mu nadało wyższość nademną. Ja bez niego skłamać potrafię. Lecz jakkolwiek skłamię, trudno kary uniknąć; fraszka kara, ale post o chlebie i wodzie. A! gdybym miał przynajmniej cokolwiek pieniędzy.
Słysząc to Chicot, lekko wyjął z kieszeni dobrze nabitą kieskę i schował za koszulę przy piersiach.
Potrzebną była ta ostrożność, albowiem Gorenflot zbliżył się do swego przyjaciela i szeptał te melancholijne wyrazy:
— Gdyby nie spał, nie mógłby mi odmówić
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/445
Ta strona została przepisana.