talara; ale że jego sen szanuję... muszę wziąć sam.
To mówiąc, brat Gorenflot, ukląkł, schylił się ku Chicotowi i zaczął lekko macać po kieszeniach ubrania.
— To szczególniejsza!... — rzekł — nic nie ma w kieszeniach. A! może ma w kapeluszu?
Kiedy mnich szukał kapelusza, Chicot tym czasem wypróżnił kieskę i pustą wrzucił w jednę z kieszeni zwierzchniej swojej sukni.
— I w kapeluszu nic nie ma; to mię zadziwia, bo Chicot chociaż trefniś, ale ma rozum i nigdy bez pieniędzy nie wychodzi na miasto. A! stary Gallu — dodał z uśmiechem, który mu na pół twarz przedzielił; zapomniałem o twojem kratowanem odzieniu.
I wśliznął weń rękę, zkąd pustą kieskę wyciągnął.
— Jezus!... — wykrzyknął — a bankiet kto zapłaci?
Ta myśl wielkie na mnichu zrobiła wrażenie, bo natychmiast powstał i chociaż ciężkim ale spiesznym krokiem skierował się ku drzwiom, przeszedł kuchnię nic rzekłszy słowa do gospodarza i uciekł w końcu.
Chicot włożył w kieskę pieniądze, schował
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/446
Ta strona została przepisana.