Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/450

Ta strona została przepisana.

— Moja śmiałość!. — rzekł do siebie Gorenflot — zatem byłem i śmiały?...
— Raczej, mój synu, nie rozsądny.
— Niestety!... trzeba niekiedy krwistemu przebaczać temperamentowi — ja się poprawię, mój ojcze.
— Tak, ale tymczasem nie mogę być spokojnym o nas i o ciebie zarazem. Gdyby to jeszcze było między naszymi, to nic.
— Jakto! — rzekł Gorenflot — więc to było na świecie?...

-Jakby na świecie, bo pomiędzy naszemi byli świeccy, którzy i jednego wyrazu z twojej nie zapomnieli mowy.
— Z mojej mowy?... — zapytał zdziwiony Gorenflot.
— Przyznaję, że była piękna, przyznaję, że oklaski mogły cię upoić, że zapał ogólny mógł ci zawrócić głowę; lecz kiedy idzie o tak ważną sprawę, to sam przyznasz, że za wiele było powiedziane.
Gorenflot spojrzał na przeora oczyma, w których wyraz podziwienia zajaśniał.
— Teraz — mówił przeor — trzeba umieć wszystko pogodzić. Religijny zapał, który wre w twoich piersiach, zaszkodzić ci może w Paryżu,