gdzie tyle jest oczów złośliwych. Życzyłbym ci uwolnić się od nich.
— Gdzie, mój ojcze?... — zapytał Gorenflot, pewny, że koza go czeka.
— Na prowincyę.
— Wygnanie! — zawołał Gorenflot.
— Pozostając, możesz doznać co gorszego, mój bracie.
— I cóż mi się może przytrafić?...
— Proces kryminalny, zakończony wiecznem więzieniem, jeżeli nie śmiercią.
Gorenflot zbladł strasznie, nie pojmował jak mógł zasłużyć na więzienie wieczne, a tembardziej na śmierć, za nadużycie w trunkach i za niespanie w klasztorze.
— Poddając się chwilowemu wygnaniu, mój bracie, nie tylko unikniesz niebezpieczeństwa, ale nadto rozwiniesz skrzydła na prowincyi; to, co mówiłeś, niebezpiecznem jest i niepodobnem przed oczyma króla; na prowincyi zaś snadnem do wykonania. Wyjeżdżaj jak najprędzej, bracie Gorenflot, bo może być zapóźno i kto wie, czy łucznicy nieotrzymali rozkazu uwięzienia cię.
— Co, wielebny ojcze?... — wyjąkał mnich, trwożnie zataczając oczyma, albowiem nie pojmując, o co rzecz chodzi, nie mógł zważyć wielkości
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/451
Ta strona została przepisana.