winy — łucznicy!.. mówisz, i cóż ja uczyniłem łucznikom?.
— Prawda, ty z niemi nie miałeś do czynienia, ale oni mogą mieć z tobą...
— Alboż mnie oskarżono? — rzekł brat Gorenflot.
— Ale cię mogą oskarżyć. Wyjeżdżaj, wyjeżdżaj bracie!...
— Wyjechać, wielebny ojcze?... Łatwo to mówić, z czego będę żył, skoro wyjadę?..
— Nic łatwiejszego. Jesteś kwestarzem zakonu i w tem masz środek utrzymania. Z kwesty, dawniej drugich żywiłeś, teraz karm sam siebie, prócz tego, bądź spokojny; system, jaki rozwinąłeś, wielu ci zyska na prowincyi stronników, i jestem pewny, że na niczem ci zbywać nie będzie. Ale oddal się prędzej i nie wracaj, aż cię uprzedzimy, że możesz być bezpieczny.
Przeor czule uścisnąwszy brata Gorenflot, pchnął go z lekka, ale tak przecież, że wyleciał za drzwi jego celi.
Tam, całe zgromadzenie czekało brata Gorenflot.
Zaledwie ukazał się, wszyscy poskoczyli ku niemu, pragnąc dotknąć chociaż kraju szaty jego.
Uszanowanie zaszło tak daleko, że chciano go w nogi całować.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/452
Ta strona została przepisana.