Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/459

Ta strona została przepisana.

były drzewa i stos kamieni; znowu zniknął przed oczyma mnicha.
— Zapewne jakieś czaty — pomyślał Gorenflot. — Gdybym się nie bał łuczników, wiedziałbym co uczynić.
W tej chwili, jeździec będący na czatach, ujrzał Gorenflota siedzącego nad rowem, z opartym na dłoni podbródkiem.
— Zdaje mi się, że znam tę figurę — rzekł Gorenflot — tak, podobny, ale to być nie może...
Nieznajomy odwrócił się od mnicha, zachwiał się na koniu, jakby go nagle siły odbiegły.
Usłyszał bowiem tentent koni pochodzący z bramy miejskiej.
W rzeczy samej, trzech mężczyzn, z których dwaj zdawali się lokajami, i trzy muły obładowane, zwolna wysunęli się z bramy Bordelle.
Nieznajomy jak tylko ich spostrzegł, chyłkiem schronił się za kamienie przybrał postawę Strzelca na czatach.
Orszak przeszedł nie widząc go, nieznajomy zaś pożerał go oczyma.
— To ja przeszkodziłem spełnieniu zbrodni — rzekł Gorenflot do siebie — moja więc obecność w tem miejscu jest widocznem zrządze-