Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/467

Ta strona została przepisana.

— Ale pod warunkiem, że będziesz roztropny, w resztę ja wcale nie wchodzę. Czy przyjmujesz mój projekt?...
— Czy ja przyjmuję?... A masz pieniądze na podróż?..
— Patrzaj — odpowiedział Cbicot, wyjmując z kieszeni porządnie nabitą sakiewkę.
Gorenflot podskoczył z radości.
— A wiele tam?... — zapytał.
— Sto pięćdziesiąt pistoli.
— A gdzie pojedziemy?...
— Zobaczysz.
— A kiedy zjemy śniadanie?..
— Zaraz.
— Ale na czem ja pojadę?... — zapytał.
— Nie na moim koniu, bo zabiłbyś go.
— A zatem co począć?... — zapytał Gorenflot z kłopotem.
— Rzecz bardzo prosta; ponieważ masz brzuch jak Sylen i tak pić lubisz, zatem, kupię ci osła.
— Wybornie! — zawołał Gorenflot — ty jesteś moim królem, mojem słońcem: tylko kup osła mocnego. Teraz powiedz mi, gdzie będziemy jedli?
— Tutaj, wznieś oczy w górę i czytaj jeżeli umiesz.
W samej rzeczy, przed nimi była oberża.