— Dalej w drogę, braciszku, w Melun dopiero popas.
Głos Chicota tak był rozkazujący, a prócz tego, było w nim przyrzeczenie popasa, że Gorenflot nie tylko żadnej nie zrobił uwagi, ale nadto powtórzył:
— Do Melun, do Melun!
Gorenflot przy pomocy stołka, wdrapał się na osła, na którym wprzódy położył poduszkę skórzaną i przewiesił pas wełniany, mający służyć za strzemiona.
Umieściwszy sandały w pasie, prawą ręką pochwycił grzywę, lewą zaś oparł na biodrach osła i wyjechał z hotelu, podobny do Sylena, jak Chicot utrzymywał.
Skoro Chicot dosiadł swojego koma, jak dzielny jeździec, obadwa nasi podróżni ruszyli kłusem ku Melun.
Jednym zapędem zrobiono cztery mile i zatrzymano się czas niejaki.
Mnich korzystając z pięknej pogody, położył się na murawie i zasnął.
Chicot ze swojej strony, obliczał ilość spoczynków, po których wnosił, że na przebycie stu dwudziestu mil, potrzeba dwanaście dni, licząc dziesięć mil na dzień.
Panurgus, tymczasem, obgryzał liście ostu.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/489
Ta strona została przepisana.