rał, była dostateczną do utrzymania środka ciężkości.
Niekiedy Chicot wspinał się na strzemionach, poglądał po drodze i nie znajdując czego szukał, podwajał pośpiech.
Gorenflot z początku nie zważał na to, albowiem zatrudniony był usadowieniem się, lecz kiedy powoli przywykł do siedzenia i jak to mówią odetchnął, spojrzał na Chicota i rzekł:
— Panie Chicot, czego tak upatrujesz?
— Nic — odpowiedział — patrzę, gdzie jedziemy.
— Zdaje mi się, że jedziemy do Melun, tak przynajmniej mówiłeś.
— Nie ze wszystkiem, nie ze wszystkiem — odparł Chicot spinając konia ostrogą.
— Jakto nie ze wszystkiem! — zawołał mnich — na co zmieniasz kłusa?
— Ruszajmy galopem! — odpowiedział gaskończyk puszczając w bieg konia.
Panurgus równie poszedł galopem; ale je o krok zupełnie nie zadawalniał jeźdzca.
Gorenflot zaczął dyszeć.
— Powiedz mi panie Chicot — zapytał czy to nazywasz przyjemną podróżą, bo ja się zupełnie nie bawię
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/492
Ta strona została przepisana.