na osła, i od tyłu zajechać do oberży, z czego nie mógł sobie zdać sprawy.
Trzy podróżne muły, które Chicot zdawał się ścigać, stały przed bramą.
— Jak widzę, to dla tych przeklętych podróżnych — pomyślał Gorenflot — jedziemy spiesznie, lub opóźniamy nasze popasy. A!... jak to smutno!...
I wydał ciężkie westchnienie.
Panurgus widząc, że go cofają od miejsca, gdzie nawet osły miały odpoczynek, przystanął, zwiesił łeb między nogi i zaczął gryźć korzonki.
— Patrzaj — rzekł Gorenflot — i mój osioł iść nie obce.
— Nie chce iść!... czekaj!... czekaj!...
Zbliżył się do płota, wyciągnął pręt dług1 i gruby zarazem.
Panurgus chociaż osioł, uważał co się dzieje w około niego, mianowicie zaś przenikał wypadki, które zagrażają jego grzbietowi. Spojrzał na Chicota i zadrżawszy, zebrał nogi, podniósł głowę i poszedł dalej.
— Już idzie, idzie — zawołał mnich.
— Dobrze; ale na osła kij nigdy nie zawadzi.
Gaskończyk zabrał kij z sobą.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/497
Ta strona została przepisana.