— Na placu.
— Więc mię czekaj.
Mnich udał się do Franciszkanów, Chicot przeszedłszy wązką uliczkę, wszedł na rynek miasteczka.
W oberży, pod „Śmiałym kogutem”, zastał owego kapitana, u którego kupiono konie, pijącego wino, a zabrawszy z nim znajomość, przekonał się o tem co mu powiedział Gorenflot.
Za chwilę, taka pomiędzy niemi nastąpiła zażyłość, że z największą chęcią odstąpił naszemu trefnisiowi parę koni, za trzydzieści pięć pistolów.
Szło tylko o kupno siodeł i uzdeczek, lecz Chicot z wielką radością ujrzał powracającego mnicha, niosącego na ramieniu dwa siodła a w ręku dwie uzdeczki.
— Co to masz, bracie? — zapytał.
— Siodła i uzdeczki z mułów.
— Zatem je zatrzymałeś, przyjacielu?... — zapytał Chicot z uśmiechem.
— Jak wadzisz.
— A muły?...
— Odprzedałem.
— A zapłacono ci?
— Oto pieniądze.
I Gorenflot brząknął pieniędzmi w kieszeni.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/508
Ta strona została przepisana.