— Co u licha!... — odrzekł Chicot zajmując mieszkanie — ja ci powiadam, że za godzinę je poznasz.
Potem przywołał gospodarza.
Zarzuci ktoś może, że opowiadający ty historyę, za nadto włóczy swoich bohaterów po oberżach i zajazdach; lecz zupełnie nie jest to wina autora, że jedne z osób działających podróżują unikając gniewu króla, inne gonią za kochankami i że dla tego, jedne udają się na północ, drugie na południe.
Prócz tego w czasie, o którym mówimy, drogi były niegodziwe i długie, dla tego też musiały być zajazdy.
Nie było table d’hôte, ale karczmy, oberże i hotele.
Zajazd, w którym znajdował się Chicot, nazywano hotelem.
Przyzwany gospodarz, oświadczył, że będąc zajęty dawniej przybyłym, później dopiero spełni nowych gości żądania.
Chicot odgadł, że tym gościem był adwokat.
— Co oni z sobą mówią?... — zapytał Chicot Gorenflota.
— Czy sądzisz, że gospodarz i gość są w zmowie?
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/513
Ta strona została przepisana.