— Jakto! więc go pan znasz?
— Ciszej! poznaliśmy się w dzień świętego Bartłomieja.
— Widzę, że pan i jego brat jesteście ludźmi świętemi; i ja znam pana La Hurièra. Nawet miałem chęć kupując ten hotel, jego imię jako znak zawiesić, na dowód przychylności; lecz, że hotel miał od dawna znak „Łabędzia” z krzyżem, lękałem się, aby nie stracił na dochodach. I cóż takiego pański brat uczynił?
— Był tak nierozsądnym, że mówił przeciwko hugonotom; mowa jego wielu słuchaczy zapaliła i dlatego, Jego królewska mość chciał go uwięzić.
— A wtedy?... — zapytał gospodarz z żywym interesem.
— Wziąłem go z sobą — odpowiedział Chicot.
— Dobrze pan uczyniłeś.
— Gwizyusz przyrzekł go wspierać.
— Jakto! Gwizyusz, wielki Gwizyusz?
— Nie inaczej.
— Kiedy tak — mówił gospodarz — skoro pan znasz Gwizyusza, znasz i to zapewne...
I ręką zrobił znak, po którym się poznawali należący do Ligi.
Chicot w czasie swojego pobytu w Klasztorze
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/517
Ta strona została przepisana.