tylko się przekonam, że nas podgląda, każę mu się wyprowadzić.
— Wszak pańskie nazwisko Bernouillet? — zapytał Chicot.
— Moje własne, znane pomiędzy wiernymi jeżeli nie w stolicy, to na prowincyi. Powiedz pan jedno słowo, a natychmiast każę mu się wynosić.
— Dla czego? — zapytał Chicot — pozostaw go pan w spokoju, lepiej mieć blisko nieprzyjaciela, bo łatwiej widzieć co robi.
— Prawda, prawda — odrzekł Bernouille z podziwieniem.
— Zkąd pan wiesz jednak, że ten człowiek jest naszym nieprzyjacielem? mówię naszym — dodał gaskończyk z czułym uśmiechem — bo widzę, że braćmi jesteśmy.
— Tak, zapewne; ale ja sądzę...
— Powiedz pan.
— Naprzód, przybył za lokaja przebrany, następnie, wdział jakąś adwokacką odzież; myślę, że on nie jest tym, ani owym, albowiem widziałem pod płaszczem, który rzucił na krzesło, ogromny rapir. Prócz tego, mówił o królu, jak mało kto mówi, i w końcu prawił mi o posłannictwie pana de Morvilliers, który jak wiemy, jest ministrem Nabuchodonozora.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/519
Ta strona została przepisana.