klętego wesela: kto wie, może tam zabił jednego z kochanków i toby mnie serdecznie pocieszyło.
— Być może; w Bussym zupełną ufność można położyć.
I poszli.
Zaledwie zwrócili się na ulicę Jony, gdy nasi czatownicy ujrzeli od ulicy Tison jeźdzca, odzianego płaszczem.
Ciężki i mocny krok konia odbijał się po kamieniach, a blask księżyca, bladawym promieniem świecącego, przedarł się z za chmury i oświecił plumaż kapelusza.
Ściągał on cugle koniowi, który czując wstrzymywaną swą krewkość, pienił się mimo zimna.
— Tym razem — rzekł Quelus — to on!
— Niepodobna — mówił Mougiron.
— Dla czego?
— Bo jest sam, a odeszliśmy go z Livaretem, Entraguesem i Ribeiraciem, którzy nie pozwoliliby mu samemu się narażać.
— Ależ to on; czy nie poznajecie jego donośnego chrząkania?... Dobrze, że sam.
— Kiedy tak, to wygląda coś na zasadzkę — rzekł d’O.
— Jakkolwiek bądź wygląda, do broni!
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/52
Ta strona została przepisana.