— O jakiej?....
— Że pan Mikołaj, jak go nazywasz, umiera.
— Tem większa potrzeba, abyś go o mojem przybyciu uwiadomił.
— Ale trzeba panu wiedzieć, że chory ma malignę?...
— Czy tak?.. — zapytał — zatem śpiesz się, mój panie.
— Chcesz pan koniecznie?...
— Koniecznie.
— Mimo niebezpieczeństwa?...
— Muszę go widzieć.
— Mały człowiek gniewał się i mówił głosem rozkazującym; zaprowadziłem go więc do mieszkania umierającego.
— Zatem jest tam?... — zapytał Chicot, wskazując na pokój Dawida.
— Nie inaczej; ale jakie to śmieszne!...
— Zapewne.
— Zupełnie nie spodziewał się nieszczęścia.
— Zapewne.
— Scena powinna być śmieszną.
— Nawet bardzo; ale co panu przeszkadza być jej obecnym?...
— Kazał mi odejść.
— Dlaczego?...
— Pod pozorem spowiedzi.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/527
Ta strona została przepisana.