— Omdlał.
— A czyś pewny, że jest w swoim pokoju?...
— Wyjdzie chyba na cmentarz.
— Dobrze; ale, żebyś ty poszuka! mojego brata.
— A jeśli pijany?...
— Nic nie szkodzi.
— Czy to tak pilno?...
— Bardzo.
Bernouillet wyszedł śpiesznie, albowiem był to człowiek bardzo gorliwy.
Teraz Chicot nie wiedział co począć, czy udać się za Gondym, czy dostać się do Dawida; jeżeli adwokat był rzeczywiście chorym, pewno Gondemu dał jakieś polecenia.
Biegał więc jak szalony po swoim pokoju, szukając wątku myśli, które mu w głowie szumiały.
W pokoju Dawida, nic słychać nie było, a przez dziurkę, którą Chicot wywiercił, widać było tylko róg łóżka, zasłoniętego firanką.
Nagle głos mnicha rozległ się na schodach.
Gorenflot, popychany przez gospodarza, wchodził na schody i śpiewał:
Po głowie się wiją,