Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/536

Ta strona została przepisana.

— Szatan szkodzić mi już nie może, dopiero co się spowiadałem.
— Przed kim?
— Przed kapłanem, który przybył z Avignonu.
Gorenflot znowu kiwnął głową.
— To nie ksiądz — rzekł.
— Jakto! nie ksiądz?
— Nie.
— A ty ojcze, zkąd wiesz?
— Znam go.
— Tego, co wyszedł?
— Tak — rzekł Gorenflot z taką pewnością że adwokat chociaż przebiegły, zadrżał.
— A zatem — mówił dalej Gorenflot — ponieważ nie jesteś zdrowszy a tamten człowiek nie był księdzem, trzeba się wyspowiadać.
— Nie żądam być zdrowszym — rzekł adwokat mocniejszym głosem a spowiadam się przed kim mi się podoba.
— Nie będziesz miał czasu szukać innego spowiednika i kiedy ja jestem...
— Jakto!... — zawołał chory głosem, który rósł coraz mocniej — powiadam ci, że mi jest lepiej i że się spowiadałem.
Gorenflot trzeci raz kiwnął głową.
— A ja — rzekł poważnie — powiadam ci,