— A gdybym ci ich nie oddał? — zapytał Mikołaj Dawid.
— Skoro nie oddasz, zabiję cię. Wszak to śmieszne panie Dawidzie?
— Prawda — odpowiedział adwokat pieszcząc się z mieczem.
— Lecz skoro oddasz — mówił dalej Chicot — wszystkiego zapomnę; może mi nie wierzysz panie Dawidzie, bo sam złym jesteś człowiekiem i myślisz, że obraza tak siadła na sercu mojem, jak rdza na żelazie.
O! bynajmniej; ja ciebie nienawidzę, to prawda, ale więcej daleko pan a de Mayenne. Daj mi broń przeciwko niemu, a przebaczę ci.
Może chcesz: abym ci jeszcze i to powiedział, chociaż temu nie uwierzysz, bo kochasz tylko samego siebie.
Słuchał więc: ja kocham króla, choć często prawdę mu powiem, bo on dał mi schronienie i chleb, on osłonił przeciwko panu de Mayenne, który w piętnastu rozbójników napad! szlachcica na placu przed Luwrem.
Wiesz o kim mówię, o biednym Saint-Megrin; czy nie byłeś pomiędzy napastnikami? O! nie, niech Henryk III-ci, żyje najdłużej, mimo Gwizyuszów i panów de Mayenne.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/548
Ta strona została przepisana.