na dworze. Jednak z ostatniej bufonady, okropnieśmy się śmieli.
— Z jakiej bufonady?... — zapytał de Monsoreau.
— Że cię król wielkim łowczym mianował. Przekonaj się pan, że mam słuszność.
Monsoreau groźne rzucił na gaskończyka spojrzenie.
— Przestańcie, przestańcie — rzekł Henryk — mówmy o czem innem panowie.
— Tak — odparł Chicot — mówmy o Najświętszej Pannie z Chartres:
— Chicot, tylko nie bluźnij!... — upomniał król.
— Ja bluźnić?... — odpowiedział Chicot.
Owszem, ja ciebie chcę ostrzedz mój synku.
— W czem takiem?
— Że źle postępujesz z Najświętszą, Panną z Chartres.
— Jakto?
— Nieinaczej. Koszulki Najświętszej Panny były razem a ty je rozdzieliłeś. Gdybym był tobą. Henryczku, połączyłbym je, a nawet nierozdzielnie.
Ta przymówka co do rozdzielenia króla z królową, rozśmieszyła dworzan.
Henryk przetarł oczy i roześmiał się także.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/577
Ta strona została przepisana.