Bussemu krew napłynęła do serca, ręka pomimo woli dotknęła szpady, a nawet dobyła ją do połowy, albowiem, jak wiemy, był człowiekiem, rządzącym się pierwszemi wrażeniami; przecież miłość, która go popchnęła do tej gwałtowności, wstrzymała zapęd; gorzka i ciężka boleść gniew stłumiła.
Zastanowił się, iż zostawszy tu dłużej, mógłby, się stać widowiskiem.
Wyszedł więc na korytarz, z tamtąd tajemnemi schodami na dziedziniec Luwru, wskoczył na konia i skierował się na ulicę Świętego Antoniego.
Baron i Dyana czekali przyrzeczonej odpowiedzi.
Ujrzeli Bussego bladym, ze zmienioną twarzą i krwią nabiegłemi oczyma.
Dyana wszystko zrozumiała.
— Pani!... — zawołał Bussy — pogardzaj mną, nienawidź mnie, bo sądziłem, że cośkolwiek znaczę na świecie, a widzę, że jestem atomem tylko. Sądziłem, że zdołam cośkolwiek uczynić, a nawet własnego serca wydrzeć nie jestem zdolny... Uznaną pani jesteś za prawą żonę pana de Monsoreau i jako taka, dzisiaj masz być przedstawioną na dworze. Ja straciłem siły
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/585
Ta strona została przepisana.