arcyksięcia Austryackiego, rzucił nim na pana de Monsoreau i rozbił w kawałki.
— Nie powrócę mojej zony, nie wyrzeknę się urzędowania i Francyi wcale nie opuszczę — odrzekł pan de Monsoreau, biegnąc ku osłupiałemu księciu.
— Co to ma znaczyć? — zapytał Franciszek.
— Będę błagać przebaczenia u króla francuskiego, obranego w opactwie Świętej Genowefy, ten zaś nowy władca, tak dobry, tak szlachetny, nie odrzuci pierwszej prośby, jaką mu podadzą po jego na tron wstąpieniu.
Monsoreau z mocą wymówił te wyrazy, ogień zapalił jego mowę i pożądany sprowadził skutek.
Franciszek zbladł, cofnął się szybko, zasunął firankę nad drzwiami i ująwszy łowczego za rękę, dobitnie, przerywanie, wymawiał następujące wyrazy:
— Dobrze, dobrze hrabio, podaj twoję prośbę, wysłucham jej.
— Będę mówił — rzekł Monsoreau uspokojony nagle — będę mówił z pokorą, jak wierny Waszej książęcej mości sługa.
Franciszek wolnym krokiem obszedł pokój, i kilkakroć spojrzał na firankę.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/594
Ta strona została przepisana.