Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/597

Ta strona została przepisana.

— Najjaśniejszy panie, muszę szukać obrony, gdzie ją widzę.
— Nieszczęsny!...
Książę znowu spojrzał na portret Bussego.
— Nie mogę — rzekł — ty sam czujesz, że nie mogę pochwalać tego, co uczyniłeś.
— Dlaczego, Mości książę?...
— Bo to jest czyn niegodny mnie i ciebie, Wyrzecz się tej kobiety... tak, proszę cię o to, wynagrodzę ci tę ofiarę, czem tylko zechcesz.
— A więc Wasza książęca mość kochasz Dyanę?... — zapytał Monsoreau tonem zazdrości.
— Oh!... nie, nie, przysięgam ci.
— Cóż więc ona obchodzi Waszą książęcą mość? Ona jest moją żoną, a kto ma prawo mieszać się w moje prywatne życie?...
— Ona ciebie nie kocha.
— Co to kogo obchodzi?...
— Uczyń to dla mnie, Monsoreau.
— Nie mogę.
— Kiedy tak... — mówił książę z namysłem...
— Rozważ, Najjaśniejszy panie.
Książę otarł pot z czoła, który za wymówieniem „Najjaśniejszy” wystąpił.
— Może mię oskarżysz?...
— Przed królem przez ciebie Mości książę