Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/602

Ta strona została przepisana.

— Jakto, dobrze?...
— Kiedy kto smutny, to myśli, a tyś także powinien pomyśleć, że kiedy się kogo budzi o drugiej rano, to chyba podarunek mu się przynosi... Cóżeś mi przyniósł!..
— Nic, mój drogi, tylko przyszedłem z tobą pogadać.
— Tylko?...
— Alboż nie dosyć?.., Czy wiesz, Morvilliers wczoraj był na moim dworze.
— Bardzo dobrą miałeś kompanię... A poco przybył?...
— Żądał posłuchania.
— Otóż ten człowiek żyć umie; on wcale do ciebie Henryku nie podobny, bo nie chodzi budzić ludzi o drugiej rano.
— Co on ma do powiedzenia?...
— I dla tego mnie obudziłeś?...
— Przecież wiesz, że on zarządza moją policyą.
— Na honor, nie wiedziałem o tem.
— Ale ja, mój drogi, przekonany jestem, że on zawsze wie o wszystkiem.
— A ja przekonany jestem — odrzekł Chicot — że spałbym jak najlepiej, gdybyś mnie nie obudził.