Na widok tej niewiasty, osoby na sklepieniu przestały zajmować Bussego — piękość z portretu wystarczała mu i tylko chciał widzieć, czy próżnia w ramach, pozostała.
Mgła jednak, zaciemniająca wzrok, nie pozwoliła wszystkiego dojrzeć dokładnie; zwrócił więc całą uwagę na tajemniczą osobę i zaczął jej płynnie powtarzać wiersz przez siebie ułożony.
Nagle niewiasta znikła; jakaś postać stanęła pomiędzy nią a Bussym, wyciągnęła następnie doń ręce, z zawiązanemi jak w ślepej babce oczyma.
Rannego taka wściekłość opanowała, że gdyby był panem swej woli, byłby się rzucił na owe zjawisko; próbował nawet, lecz siły mu niedopisały.
Gdy silił się powstać, nowo-przybyły mówił:
— Jestem na usługi pani.
— Dobrze więc — odezwał się głos tak łagodny, że wszystkie nerwy w Bussym zadrżały — możesz zająć, się swojem dziełem.
Bussy chciał się przekonać, czy owa kobieta z czarownym głosem, była ta sama, co na portrecie... napróżno. Widział tylko przed sobą młodego i przyjemnego mężczyznę, który opatrywał mu ranę i kiedy niekiedy po pokoju spoglądał.
— Czy go dyabli nadali — pomyślał Bussy.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/61
Ta strona została przepisana.