— Czy silniejsi odemnie? — zagadnął król z gniewem.
— Najjaśniejszy panie, tajemnice nie mówią, się głośno. Przebacz mi, ale jestem mężem stanu.
— Słusznie.
— Bardzo słusznie — dodał Chicot — ale i my jesteśmy mężami stanu.
— Pożegnamy króla — rzekł książę Andegaweński — jeżeli nasza obecność jest na przeszkodzie.
Pan de Morvilliers wahał się.
Chicot uważał najmniejsze poruszenie, obawiając się, aby kanclerz nie odkrył coś ważniejszego niż pierwej.
Król dał znak kanclerzowi, aby się zbliżył, bratu, aby pozostał, Chicotowi, ażeby milczał, a trzem ulubieńcom, aby się nieco oddalili.
Morvilliers schylił się do ucha Jego królewskiej mości; lecz zaledwie zrobił poruszenie podług wszelkiej dworskiej etykiety, kiedy ogromny hałas rozległ się na dziedzińcu Luwru.
Król powstał: panowie Quelus i d’Epernon, udali się do okna, książę Andegaweński pochwycił za szpadę, jakby ten hałas dla niego zgubę zwiastował.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/612
Ta strona została przepisana.