Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/635

Ta strona została przepisana.

borne. Prawda, ja nie jestem wielkim człowiekiem, ale wielkie umysły mię otaczają.
— Wasza królewska mość żartuje.
— Boże uchowaj! rzecz za nadto jest poważną. Mówię, co myślę, Franciszku, ty mię z wielkiego wyprowadzisz kłopotu, tem więcej, że od niejakiego czasu, jestem chory. Mój drogi, moje siły słabną, jak mi to często Miron powtarza. Ale powróćmy do rzeczy. Ciebie to mianuję naczelnikiem Ligi.
Franciszek podskoczył z radości.
— Gdybyś mię Wasza królewska mość godnym sądził zaufania...
— Zaufania! mój Franciszku!... od chwili jak wiem o Lidze, komuż mogę bardziej zaufać? Czy ja się mam Ligi obawiać, mój drogi?
— O! Najjaśniejszy panie.
— Jakże jestem nieroztropny! — mówił Henryk — jak tylko ty będziesz naczelnikiem, nie będzie dla mnie niebezpieczeństwa. To jest prosta logika, na honor. Nie dosyć, we Francyi wielu jest ludzi, którzy ciebie i mnie będą wspierać.
— Prawda, Najjaśniejszy panie — odpowiedział książę z naiwnością, równie udaną jak króla — król zawsze jest królem.
Chicot otworzył oko.