Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/636

Ta strona została przepisana.

— Mój Boże! — rzekł Henryk — i mnie przychodzi myśl.
— Jaka myśl? — zapytał książę już niespokojny, wątpiąc aby tak wielkie szczęście go spotkało.
— A nasz kuzyn Gwizyusz, ojciec pomysłu, który spodziewał się być naczelnikiem?
— Naczelnikiem, Najjaśniejszy panie?
— Zapewne; dla tego on pracował, aby ciągnął korzyści Franciszku, to nie jest człowiek, z którego można zrobić ofiarę: „Sic vos non vobis.” Wszak znasz Wirgiliusza: „Nidificatis aves.”
— A! Najjaśniejszy panie.
— Franciszku, mnie się zdaje, że on o tem myśli.
— Ale skoro twoję wolę objawisz, ustąpi.
— Albo uda, że ustępuje. Mówiłem, strzeż się Gwizyusza. Teraz powiem ci więcej, Gwizyusz ma długie ręce i sięgnie niem. do Hiszpanii i Anglii, do Don Juana Austryackiego i Elżbiety. Bourbon krótszą miał rękę a wyrządził krzywdę naszemu dziadowi Franciszkowi I-mu.
— Ale — rzekł Franciszek — jeżeli Wasza królewska mość znajdujesz niebezpiecznym Gwizyusza, mnie powierzając władzę nad Ligą, posta-