Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/638

Ta strona została przepisana.

książę Andegaweński — lękasz się napróżno, ja z Gwizyuszem wszystko biorę na siebie.
— A kiedy?
— Zaraz.
— Pójdziesz więc do niego? O!.. mój bracie, to dla niego wielki zaszczyt.
— Bynajmniej, nie pójdę do niego.
— Jakto?...
— Bo on mnie czeka.
— Gdzie?..
— U mnie.
— U ciebie? słyszałem jak go żegnano, gdy odemnie wychodził.
— Tak; lecz wyszedłszy bramą, furtką powrócił. Królowi należały pierwsze odwiedziny, mnie zaś drugie.
— Mój bracie — rzekł Henryk — jakże ci wdzięczny jestem, że pamiętasz o naszych prawach, które ja czasem lekceważę. Idź, idź, mój Franusiu.
Książę ujął rękę brata, i skłonił się, aby ją pocałować.
— Co robisz, Franciszku? tu, tu, do mojego serca, to miejsce dla ciebie.
Obadwaj bracia uściskali się po kilkakroć; książę Andegaweński uwolniony z objęć, wyszedł