Po powtórnem wpisaniu się, Chicot zapytał pana de La Hurière, czy czasem nie ma trzeciej listy.
La Hurière nie uważał na ten żart.
Mimo tego spojrzał na Chicota z ukosa, Chicot zaś na niego wprost; La Hurière nazwał go błaznem, on jego oszustem. La Hurière podniósł rękę do szpady, Chicot położył pióro na stole i wziął się do swojej; właśnie zabierało się na jakąś bójkę, na której by stracił gospodarz z pod „Gwiazdy“, gdy Chicot poczuł, że go ktoś trącił.
Obrócił się i poznał króla, przebranego jak zwyczajny mieszczanin; przy nim byli Maugiron i Quelus, podobnież ustrojeni, tylko obok rapirów, mający kusze na ramieniu.
— Co tam takiego?... — rzekł król — katolicy kłócą się z sobą. A! to zły przykład.
— Mój panie — odpowiedział Chicot nie dając się poznać Henrykowi, mów temu, kto zawinił; oto łotr, który huczy, aby się podpisywać, a kiedy się kto podpisze, to jeszcze mocniej huczy.
Uwagę La Kurièra zwrócili nowi amatorzy podpisów i tłum oddzielił go od Chicota i rozmawiających z nim panów.
— Jaki upał!... — rzekł Henryk — do-
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/658
Ta strona została przepisana.