że poczęstowali po ludzku Gorenflota, który klął gaskończyków.
Młoda kobieta, poznawszy tych, których oczekiwała, śmielej wychyliła się z kolaski.
Chicot dostrzegł wyraźnie, że miała może dwadzieścia dwa lat, była piękna lecz blada, że miała włosy jasno-blond, oczy czarne i rękę cudownej białości.
Gdyby to było w dzień, z postawy jej, mógłby był wnieść, że była cierpiącą i że zbyteczna okrągłość zdradzała jej tajemnicę.
Ze wszystkiego Chicot zauważył, że była młodą, bladą i blondynką.
Dwóch mężczyzn zbliżyło się do kolaski i samo z siebie wynika, że stanęli między nią, a ławką, pod którą siedział Chicot.
Wyższy z nich ujął rękę kobiety i kładąc nogę na stopień kolaski rzekł:
— Jakże ci jest, moja droga?
Kobieta odpowiedziała smutnym uśmiechem i pokazała flaszeczkę do cucenia.
— Jeszcześ słaba... Bardzoby mi była przykrą twoja choroba, gdybym jej nie był przyczyną.
— Po co ją wieziesz do Paryża?... — rzekł drugi mężczyzna, że też na krok nie ruszysz się bez spódnicy.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/669
Ta strona została przepisana.