Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/671

Ta strona została przepisana.

Chicot i chcąc wychylić głowę, uderzył nią o ławkę; co ona mówi?
Tymczasem szczęśliwy kochanek wsiadł w kolaskę a ta jękła pod podwójnym ciężarem.
Następnie słychać było czułe pocałunki.
— Do pioruna!... — zawołał mężczyzna, który pozostał na ulicy — człowiek zawsze jest zwierzęciem.
— Bodajem zdechł, jeżeli cokolwiek rozumiem — pomruknął Chicot — ale bądźmy cierpliwi, czekając, wszystkiego się dowiemy.
— Jakżem szczęśliwy — mówił mężczyzna siedzący w kolasce, nie troszcząc się o swojego towarzysza. Prześliczny dzień! poczciwi paryżanie nienawidzą mię z całego serca 1 każdy chętnieby mię zabił, gdyby wiedział, gdzie jestem. Poczciwi paryżanie! oni nie wiedzą, że mi torują drogę do tronu, a ja tymczasem ukochaną kobietę mam w moich objęciach. Moja d’Aubigné, skoro królem zostanę, w tom miejscu postawię posąg Bearneńskiemu geniuszowi.
— Bearneńskiemu! Chicot drugi guz zrobił sobie na czole.
— To ulica Ferronerie — mówiła d’Aubigné — nic tu na niej nie ma dobrego.
— Zdaje mi się — mówił Henryk — bo czytelnicy zapewne poznali króla Nawarry, zdaje