— To lepiej wydrzej mi życie.
— Takbym powinien uczynić.
— O!... gdybym był trzeźwy — powtarzał mnich.
Chicot tak silne dawał dowody przywiązania, ze mnich aż jęczał.
— Teraz, hultaju — rzekł Chicot, przestając bić — idź spać pod „Róg obfitości.”
— Ja drogi przed sobą nie widzę — odpowiedział Gorenflot, zalewając się łzami.
— A! przecież — rzekł Chicot — cokolwiek wina z ciebie wypłynie i prędzej się wytrzeźwisz. Ale nie, ja jeszcze muszę ci służyć za przewodnika.
Chicot pociągnął osia, a Gorenflot, nie chcąc spaść, usiłował utrzymać środek ciężkości.
Przeszli most młynarski, ulicę Świętego Bartłomieja, mały most i weszli na ulicę Świętego Jakóba.
Dwóch chłopców od pana Bonhommet zeszli na dół i na rozkaz Chicota, zaprowadzili mnicha do gabinetu, którzy znają już czytelnicy.
— Stało się — rzekł Bonhommet, powracając do Chicota.
— Czy się położył? — zapytał gaskończyk.
— Nawet już chrapie.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/678
Ta strona została przepisana.