Bussy smutnie potrząsł głową, i nic nie odpowiedział.
— Czy pan wątpisz?... — zapytała Dyana.
— Pani — odparł Bussy — jak kto może, tak daje oznaki przychylności; wiedziałaś, że jestem, gdy byłaś przedstawioną na dworze, widziałaś mnie przed sobą, czułaś moje spojrzenia i oczów nie raczyłaś na mnie zwrócić; nie dałaś mi poznać niczem, że wiesz o mnie, że mnie poznajesz, że nawet pamiętasz.
Dyana tak smutnie spojrzała na Bussego, że ten uczuł się wzruszonym.
— Przebacz pani — rzekł po chwili, ty nie jesteś podobną do innych kobiet, a jednak postąpiłaś jak istota zwyczajna: to małżeństwo...
— Wiesz pan, jak mnie przymuszono do niego.
— Można było je zerwać.
— Niepodobna.
— Alboż nic panią nie upewniało, że człowiek pełen poświęcenia czuwa nad tobą?
Dyana spuściła oczy.
— Tegom się najbardziej lękała — rzekła.
— Otóż dla czego pani mnie poświęciłaś. O! pomyśl, czem dla mnie życie od chwili, kiedy do kogo innego należysz.
— Panie — rzekła hrabina z godnością —
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/700
Ta strona została przepisana.