— Bussy mnie słyszał.
— Nie musiał nic rozumieć — zrobił uwagę Quelus.
— Ale jakto, musiał nie rozumieć? miałem nóż na gardle i byłem w stągwi.
— Jakto, i nie dał ci pomocy?... — zapytał Maugiron.
— On! widać miał także o czem myśleć, bo brakowało mu tylko skrzydeł, aby uleciał z ziemi.
— Więc może cię nie poznał?
— Dlaczego?
— Jeżeliś był już niebieski.
— A! prawda.
— To bardzo podobne do prawdy — rzekł Henryk — nie poznaję mojego poczciwego Schomberga.
— Mniejsza o to — rzekł młodzieniec, który nie próżno z niemieckiego ludu pochodził — przyjdzie czas, że się spotkamy, a ja w stągwi nie będę.
— Co do mnie — rzekł d’Epernon — ja bym się nie ze sługą, ale z panem rozmówił, jabym nie z Bussym, ale z księciem Andegaweńskim miał sprawę.
— Tak, tak, zapewne — rzekł Schomberg — nie mogąc nas sztyletami, zabija śmiesznością.
— Czy słyszałeś, Najjaśniejszy panie, jakie
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/730
Ta strona została przepisana.