Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/741

Ta strona została przepisana.

— Nie bratu — rzekł — ale mojemu najmiększemu nieprzyjacielowi. Nie bratu, ale księciu Andegaweńskiemu, który całą noc biegał po Paryżu za Gwizyuszem; nie bratu, ale wspólnikowi spisków.
— Tym razem, myli się twoja policya.
— Wiem o tem, że te szpaki Lotaryngskie chcą zniszczyć lilie Francyi. Dawaj, albo...
Henryk postąpił ku księciu i położył mu rękę na ramiemu.
Franciszek czując na sobie rękę królewską i widząc groźne spojrzenia ulubieńców, upadł na kolana i krzyknął:
— Pomocy! pomocy! brat mnie chce zabić.
Wyrazy te wymówione z przestrachem, zrobiły wrażenie na królu i ugasiły gniew jego.
Pomyślał, że Franciszek mógł się lękać morderstwa i że w jego rodzinie, będącej już na wygaśnieniu, podobny przykład miał miejsce.
— Nie — rzekł — mylisz się bracie, król nic podobnego uczynić ci nie myśli, walczyłeś z nim i przyznaj, że jesteś pokonany. Wiesz, że król jest twoim panem, a jeżeliś nie wiedział pierwej, źle to z twojej strony. Teraz możesz to głośno powtórzyć.
— Powtarzam — mówił książę.
— A zatem, król rozkazuje ci list oddać.