pana de Monsoreau i kiedy nietylko cała szlachta obecna, ale nawet naczelnicy cechów gotowali się do podpisów, król mówił do Gwizyusza:
— Mój kuzynie, wszak to twoja była rada, aby z całej Ligi zrobić załogę dla naszej stolicy. Wojsko gotowe, bo ich dowódzcą jest król.
— Zapewne, Najjaśniejszy panie — odpowiedział książę nie wiedząc co mówi.
— Nie przepomniałem — mówił król — że mam drugie jeszcze wojsko, którem z prawa dowodzi najwaleczniejszy we Francyi. Kiedy ja będę Ligą dowodził, ty dowódź mój kuzynie wojskiem.
— Kiedyż mogę się oddalić?... — zapytał książę.
— Choćby i zaraz — odpowiedział król.
— Henryczku, Henryczku — wołał Chicot, któremu przyzwoitość nie pozwalała biedź za królem i mowę przerywać.
Ponieważ król nie słyszał, albo słysząc nie pojmował o co rzecz chodzi, postąpił ku niemu z powagą, trzymając w ręce ogromne pióro.
— Będziesz że milczał — rzekł.
Już było za późno. Król, jakeśmy powiedzieli, objawił księciu swoje zanominowanie pomimo poruszeń i grymasów gaskończyka.
Gwizyusz wziął patent i wyszedł.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/782
Ta strona została przepisana.