Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/786

Ta strona została przepisana.

dla Henryka Walezyusza, ale nie dla księcia Gwizyusza, któremu potrzeba żołnierzy, a jakich żołnierzy? wytrwałych, zaprawionych, zdolnych zwyciężyć dwadzieścia wojsk Ligi. Tym sposobem, Gwizyusz będąc królem z władzy, zapragnie i tytułu, a nie potrzebuje, jak tylko zatrąbić i powiedzieć: naprzód! połknijmy Paryż i z nim Henryka Walezyusza! Oni gotowi to uczynić, ja ich znam.
— Zacny polityku — mówił Henryk — o jednej zapominasz rzeczy.
— Być może, czy nie o czwartym królu?
— Nie; zapominasz — mówił Henryk z największą wzgardą, że chcąc panować nad Francyą, gdy żyje Walezyusz, który nosi koronę, trzeba jego przodków policzyć. Gdyby podobna myśl przyszła księciu Andegaweńskiemu, jeszcze byłaby możebną, bo pochodzi z tej samej dynastyi; jego przodkowie są zarazem moimi; może wystąpić ze mną do walki i połykać się, bo pomiędzy nami jest tylko kwestya pierwszeństwa rodu. Ale Gwizyusz, zobacz herb tylko i powiedz czy lilie francuzkie to samo są co szczygły Lotaryngskie.
— Otóż w tem błąd — rzekł Chicot.
— Jakto, błąd?