w zwierzchnikach umysłów podrzędnych, cieszyli się zatem z wybiegu króla.
Niektórzy z nich przecież, uważali za stosowne zniknąć z horyzontu.
Trzej książęta Lotaryngscy, jakeśmy widzieli, opuścił Paryż, a ich agent naczelny, pan de Monsoreau, wyszedł z Luwru, mając gotować się do podróży, w celu odszukania księcia Andegaweńskiego.
Lecz w chwili, gdy miał próg przestąpić, Chicot zbliżył się do niego.
Z pałacu ustąpili Ligiści, gaskończyk zatem nie lękał się o króla.
— Gdzie się tak śpieszy wielki łowczy? — zapytał.
— Do Jego książęcej mości — zwięźle odpowiedział hrabia.
— Do Jego książęcej mości?...
— Tak, jestem niespokojny o niego. Nie żyjemy w czasach, w których książęta mogliby sami podróżować bezpiecznie.
— Ale ten śmiały jest — rzekł Chicot.
Wielki łowczy spojrzał na gaskończyka.
— W każdym razie — mówił Chicot — jeśli pan jesteś niespokojny, ja tem bardziej...
— O kogo?...
— O Jego książęcą mość.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/791
Ta strona została przepisana.