Ponieważ rękami trzymał się jeszcze balkonu, chciał zatem wracać.
Rzec można, że osoba niewidzialna, stojąca u stóp muru, odgadywała, co się dzieje w jego sercu, albowiem w tym samym czasie drabinka drgnęła.
— Trzymają drabinkę — rzekł — i nie chcą abym upadł. Dalej, odwagi!
Zaczął zstępować.
Franciszek poczuł, że drabinka była wyprężoną i że ją oddalono od muru.
Ześliznął się, jak strzała.
Nagle, gdy miał ziemi dotykać, posłyszał te wyrazy:
— Jesteś ocalony.
Pochwycono go i zaniesiono na brzeg fosy; stamtąd pchnięto pomiędzy przekop, gdzie drugi oczekiwał człowiek.
Tam znów pochwycono go za kołnierz i zaniesiono nad rzekę.
Konie stały tam, gdzie je widział. Teraz pojął, że cofać się nie może, ze zależy zupełnie od wybawców swoich.
Podbiegł do jednego z koni i wskoczył na siodło.
Dwaj towarzysze to samo uczynili.
Ten sam głos co pierwej, przemówił:
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/818
Ta strona została przepisana.