— Bussy, zakończyła Joanna, składając pocałunek na czole Dyany.
— Dosyć dzieciństwa — odrzekła Dyana — pan de Bussy nie myśli o Dyanie de Meridor.
— Być może — odpowiedziała Joanna, ale sądzę, że się bardzo Dyanie de Monsoreau podoba.
— Nie mów więcej o tem.
— Dlaczego? czy cię to obraża?
Dyana nie odpowiedziała.
— Mówię ci, że pan de Bussy nie myśli o mnie... i dobrze czyni, ja źle z nim postąpiłam.
— Co mówisz?
— Nic, nic.
— Jak widzę Dyano, płaczesz i obwiniasz się. Tyś źle z nim postąpiła!... ty biedna, którą przymuszono...
— Wszędzie przed sobą widziałam przepaści... Teraz Joanno, wszystkie niebezpieństwa zdają mi się urojonemi. Źle postąpiłam, ale nie miałam czasu zastanowić się.
— Strasznie zagadkowo mówisz.
— Nie — zawołała Dyana — to nie moja wina, to on, on nie chciał... Przypominam sobie okropne położenie, drżałam i wahałam się... Ojciec przyrzekał mi obronę i wsparcie, on przy-
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/827
Ta strona została przepisana.